niedziela, 13 kwietnia 2014

10.

~*~



Szybko od kluczyłam drzwi, w które ktoś agresywnie walił. Przed oczami ukazał się wykurzony Lou. Bez żadnego przywitania, prawie siłą wtargnął do domu.
- Lou ? - zmarszczyłam brwi, nie spodziewałam się go tu.
- Styles, dziwko wiem że tu jesteś! - Wrzeszczał na cały regulator, jego pięści były mocno zaciśnięte, a twarz czerwona ze złości.
- Co ty robisz ? - wchodził w tą i wew tę, otwierając każde miejsce gdzie mógłby się zmieścić Harry. - Nie ma go tu ! Możesz wyjść !? - krzyknęłam do chłopaka, który mnie zignorował i kontynuował swoje poszukiwania. 
- Weź nie pierdol ! - krzyknął rozwścieczony.
- Okey. Szukaj sobie go tu, a jak łaskawie będziesz chciał wyjść, powiadom mnie bym mogła zamknąć drzwi, żeby taki idiota jak ty nie mógł już wtargnąć na teren prywatny.- przeszłam koło niego, zmierzając do kuchni. Mam nadzieje że Harry to usłyszał i się dobrze schował..
- Dobra, dobra. Przepraszam! - stanął przede mną, zagradzając mi wyjście do kuchni.
- Nie wiem co się stało, ale naprawdę go tu nie ma. Skąd w ogóle ten pomysł? - spytałam poirytowana całą tą sprawą, niech tylko wyjdzie.. Chłopaka przede mną zatkało, po prostu wmurowało. 
- No spoko, widzę że argumenty są przekonywujące. - na twarz chłopaka wkradł się uśmiech.
- Chciałem zobaczyć Cię z samego rana. - zażartował, a na jego twarz zagościł ciepłu uśmiech.
- Hahaha, dobra. Spadaj już . - otworzyłam mu drzwi wyjściowe. 
- Do zobaczenia piękna! - Lou wyszedł, po czym zatrzasnęłam za nim drzwi.

Stanęłam na środku holu, rozmyślając co się stało. Co Styles mógł zrobić!? Hmm.. Do moich uszu doszedł głos odpalającego auta, podbiegłam do okna. Gdy chłopak odjechał z przed domu, musiałam porozmawiać z Harrym.
- STYLES!!! DO MNIE ! TERAZ! - wrzeszczałam, a dom rozszedł się moim krzykiem.
Loczek, był już ubrany i wyglądał nieziemsko. Biały T-shirt, przez który prześwitywały liczne tatuaże i dopasowane jeansy, a białe conversy uwydatniały jego duże stopy. Zachichotałam pod nosem. 
- Taak mamo ? - stanął na przeciw, oczywiście musiałam podnieść głowę, gdyż zielonooki górował nade mną wzrostem. Ehh.. Geny..
- Coś ty narozrabiał ? - chłopak zbladł, a jego uroczy uśmieszek zszedł mu z twarzy. Chrząknął zakłopotany.
- A co ja zrobiłem ?
- Co zrobiłeś Lou !? - wyjaśniłam.
- Rozdziewiczyłem jego siostrę ? -  odpowiedział, a raczej zapytał. Moja szczęka w tej chwili się znajdowała przy podłodze, a oczy wytrzeszczyłam tak że zaraz mi z orbit wyskoczą. Ten chłopak z niczym nie ma problemu.. Nie ma już kogo zaliczać.
- Okey, zrozumiałe.. ŻE CHCIAŁ CIĘ ROZSZARPAĆ! - podniosłam głos. Widać było po jego minie że to nie wszystko. Przetarł kark, patrząc na mnie i nie wiedząc czy mi powiedzieć dalszą część.
Chłopak natychmiastowo bez słowa odwrócił się do mnie tyłem, z zamiarem opuszczenia domu.  
- Jest w ciąży! - Drzwi zatrzasnęły się za nim, a ja znieruchomiałam.
Nie wiem o czym myśleć.. Przecież to nie moja sprawa.. Ale powtórzę jeszcze raz STYLES TO DUPEK!



~*~

Gdy zjadłam już lekkie śniadanie, czyli płatki czekoladowe. Bo mleka już nie było lub po prostu jestem ślepa i nie zobaczyłam.  Poszłam na górę w zamiarze wzięcia szybkiego prysznicu i ubrania się. Dziś raczej będę musiała sama zatroszczyć się o siebie, gdyż Zayn jeszcze nie było. Wyciągnęłam z szafy koronkową bieliznę i zestaw, który miałam w zamiarze się dziś w niego wcisnąć.
Po godzinie byłam już gotowa, przeglądałam się w lustrze poprawiając moje pofalowane włosy. 
Nagle w moim pokoju rozbrzmiał się znów ten sam dzwonek, co rano.
- Ten idiota zapomniał telefonu.. - pomaszerowałam do pokoju, a moje oczy ujrzały wibrujący telefon na ziemi. Podniosłam go, a na wyświetlaczu ujrzałam tą samą czarnowłosą co na wyścigu, tylko że w tym wypadku gołą, która pozowała przed aparatem Stylesa. Natychmiast odrzuciłam połączenie, a gdy chciałam odłożyć na biurko usłyszałam dźwięk sms-a . Od­czy­tuję wiado­mość , pier­wsze dwa słowa brzmią ` kocham Cię ` . Komórka spa­da mi na­tychmiast na podłogę , mój od­dech przyś­pie­sza . Po­now­nie od­czy­tuję ... ` kocham Cię , jeśli chcesz bym usunęła dziecko. Zgadzam się! Dla ciebie wszystko, zależy mi na tobie... Proszę, tylko mnie nie zostawiaj... `
Ci mężczyźni którzy nakłaniają swo­je ko­biety do abor­cji po­win­ni naj­pierw usunąć tą część ciała która spra­wiła że zais­tniała da­na sytuacja.... 
Spodziewam się że jeśli Styles dowie się w co go wrobiłam zabije mnie, ale nie mogę tego tak zostawić. Wystukałam na dotykowym ekranie wiadomość do dziewczyny o imieniu Paulin, tak przynajmniej ma ją zapisaną ` Nie usuwaj ! Spanikowałem ! Wychowam razem nasze dziecko. Kocham Cię i nie zostawię! ` 
Może i mnie to nie do­tyczy, ale na pew­no obchodzi.

Wyłączony telefon, tym razem schowałam do swojego plecaka. Musiałam dotrzeć na przystanek, który widziałam wczoraj, kiedy przejeżdżaliśmy koło niego. Jestem wypełni nadziei że będzie kursował jakiś autobus, którym zdążę na lekcję.
Zamknęłam drzwi, sprawdzając drugi raz dla pewności czy są zamknięte, po czym w spokoju skierowałam się na przystanek.

~*~

Byłam parę kroków od przystanku gdy usłyszałam skuczenie, a zza rogu wyszedł pies, który kulał. Rasy nie mogłam określić, raczej był mieszany, ale był uroczy, jego złota sierść pasowała do jasno niebieski oczy. Klęknęłam przed nim głaszcząc.
- Gdzie ty jesteś śmieciu !? - do moich uszu dotarł męski krzyk.
Pies przybliżył się do mnie, jakby się bał. Popatrzyłam przed siebie i ujrzałam jakiegoś łysek mężczyznę koło dwudziestki z kijem bejsbolowym, miał chytry uśmiech.
- O TU JESTEŚ! - krzyknął głośniej na co pies schował się za mną.
- To jest pański pies ? - zapytałam poważnym tonem.
- A co kurwa, nie widać ? - odpowiedział rozbawiony, na jego kiju bejsbolowym zauważyłam krew. Przed oczami ukazał mi się obraz gdy bije tego psiaka. 
- Nie. - wyprostowałam się.
- Mała odsuń się bo skończysz gorzej niż on za chwile.
- To czekam. - przypływ adrenaliny spowodował iż wcale nie odczuwałam strachu przed tym obleśnym typem, moje myśli były przy tym zdarzeniu gdzie ofiarą była moja siostra. Może jemu zdołam pomóc.


Przewróciłam się na chodnik, a przez całe ciało przeszedł przeszywający ból. Z ledwością otworzyłam oczy, mężczyzna szykował się do drugiego zamachu. Na co zamknęłam oczy, lecz usłyszał tylko jego jęk. Harry przygwoździł go do ziemi, zadając silne ciosy w twarz. Nie mogłam się ruszyć, gdy usłyszałam charakterystyczne 'chrupnięcie' na znak, iż któraś jego kość nie wytrzymała ciosu. Po chwili mężczyzna nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, tylko leżał nie przytomny na chodniku, cały zakrwawiony, Styles wstał i podszedł do mnie.
- Ty się niczego, kurde nie boisz. - klęknął koło mnie. Ujrzałam jego zniewalający uśmiech, po czym straciłam przytomność. Przynajmniej dobry koniec...

----------------------------------------------
Chujowy wyszedł mi ten rozdział, idę się popłakać. ;( Pozdrawiam Rory...