niedziela, 4 maja 2014

14.

PROSZĘ O KOMENTARZE ! :) 
Waham się czy nie zawiesić tego bloga tak samo jak "Come to me!". Ale spokojnie, jestem tu dla was i to WY. Tak, właśnie Wy macie ostatnie zdanie. :)
Dziękuje za UWAGĘ i do czytania szybciutko! ♥ 


PS. Polecam wam muzyke, przy której pisałam i dobrze się czytam. WŁĄCZCIE TO JEŚLI CHCECIE SIĘ POCZUĆ JAK JA :)





Pożegnałam się z Paulin mocno tuląc, rozgrzane ciało nastolatki do siebie i szepcząc że wszystko będzie w porządku. Po czym razem z Perrie zaczęłyśmy biegnąć w stronę windy. 
- Chodź tędy będzie szybciej ! - krzyknęła zdyszana blondynka i otworzyła przede mną drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Okazało się że są to schody ewakuacyjne. Biegłyśmy naprawdę szybko i zanim się obejrzałam dotarłyśmy na parter. Mam bardzo złe przeczucia. Naprawdę nie wiem co się do cholery mogło stać i to mnie najbardziej zabija mnie od środka, ta nie wiedza.
- Powiesz mi co się dzieje ? - chwyciłam dziewczyne za ramie zatrzymując ją w miejscu.
- Zayn kazał mi Cię znaleźć, bał się że jesteś w środku domu.
- A czemu bał się? - spytałam zdezorientowana
- Wybuchł pożar, nie wiadomo co go spowodowało, albo kto.
- To straszne, nikomu nic nie jest ? 
- Jedynie Beth jest w szpitalu. Była wtedy w domu. Musimy szybko iść. - o nie, nie, nie... Tylko nie ona. Mam w sobie wielką nadzieje że nic się jej nie stało. Nie wiem co bym zrobiła jakby to by było coś poważnego, niż tylko zatrucie dymem. Ale jedno pytanie nie dawało mi spokoju. Przecież miała przyjechać dopiero za kilka dni, więc czemu znajdowała się w tym cholernym domu dziś?!


~*~

Jak najszybciej dojechaliśmy autem blondynki do miejskiego szpitala, tego samego co z niego dziś wyszłam. Aż nie dobrze mi się robiło na sam widok. 
- Ja jadę zaparkować, a ty idź na izbę przyjęć. Powinni tam jeszcze być. - oznajmiła mi zmartwiona nastolatka.

 Czym prędzej opuściłam ciepły samochód i zaczęłam biegnąć w stronę drzwi, które automatycznie się rozsunęły przed moim nosem.
Do moich nozdrzy napłynął zapach szpitala, przez który na mojej twarzy pojawił się grymas.
Rozejrzałam się po holu, by zorientować się gdzie aktualnie się znajduje. Spojrzałam na tabliczki nad kolejnymi drzwiami, po czym skierowałam się do drzwi z napisem: " IZBA PRZYJĘĆ" i mocno pchnęłam je do przodu. Oczywiście za dużo siły włożyłam w te otwieranie ponieważ odbiły się mocno od ściany, ta adrenalina.. 
Wszystkie oczy były skierowane w moją stronę, lecz je zignorowałam.. Przynajmniej się starałam ... 
Podbiegłam do recepcji, którą obsługiwała starsza pielęgniarka z ciepłym uśmiechem.
- Tak, słońce? - odezwała się spokojnie. Miała tą nutę w swoim głosie, która koiła wszystkie moje nerwy.
- Przywieźli dziś do was moją mamę. Mogła by mi pani powiedzieć gdzie ona się znajduje ? - skłamałam, nie lubię kłamać ale musiałam.
- Możesz mi podać jej imię i nazwisko ? Zaraz ją znajdziemy. Spokojnie skarbie.
- Beth Malik. - odwzajemniłam jej uśmiech.
- Beth ? Hmm.. - wystukała coś na klawiaturze i spojrzała na mnie - Betahany Malik ? 
- Tak! - potwierdziłam, a może wrzasnęłam?
- Słońce, musisz kierować się na pierwsze piętro. - pokierowała mnie, można było w jej głosie teraz wyczuć że było jej szkoda mnie.
- Co się znajduje na pierwszym piętrze? - kobieta zbladła.
- Oiom, słońce. - uśmiechnęła się smutno, a w moich oczach zawitały łzy. Zaczęłam znów biegnąć w stronę schodów. 

"Proszę Cię Boże, błagam by było wszystko dobrze. Nie zabieraj mi kolejnej osoby. Proszę. " - modliłam się w myślach. Zostały mi ostatnie parę schodków, a z oczy wymknęły się słone łzy. Naprawdę mam złe przeczucie, takie same jak tego dnia wahałam się czy wejść w tą uliczkę z Alison, czy po prostu zawrócić...
Na ostatni schodku poślizgnęła się, zjeżdżając w dół i nabawiając się siniaków. Klęknęła na zimnych schodach, podpierając się ręką, która mocno mnie bolała. Wzięła głęboki wdech i powiedziała sama do siebie.
- Adel, dasz radę. - wstałam.